Yoroizuka Mizore to uczennica trzeciej klasy szkoły średniej Kitauji. Wraz ze swą przyjaciółką Kasaki Nozomi należą do szkolnego klubu orkiestry dętej, który jest właśnie w trakcie przygotowań do występu z repertuarem inspirowanym niemiecką baśnią Liz und ein Blauer Vogel przedstawiającą historię przyjaźni niebieskiego ptaka przybierającego postać młodej kobiety i dziewczyny mieszkającej samotnie w lesie. Obie uczennice bardzo utożsamiają się z bohaterkami owej baśni, co skłania je do refleksji nad stanem ich znajomości i dystansem ostatnio je dzielącym.
Spis Treści
Oprawa audiowizualna Liz to Aoi Tori
Po cichu liczyłem, że zobaczę jeszcze coś z większym budżetem, za co uwielbiam Kyoto Animation. Doczekałem się. Liz to Aoi Tori to lekki krok wstecz i pozostanie na starym kursie. Zamiast (negatywnie) przytłaczającej perfekcji, którą zaobserwować mogliśmy w tegorocznym Violet Evergarden mamy powrót do czegoś bardziej stylowego z duszą i typową dla tego studia estetyką. Bardzo mnie to cieszy. Naturalnie reżyserką pozostała (gdyż film ten jest spin-offem Hibike! Euphonium) Yamada Naoko, więc wiele istotnych scen zawierać będzie ujęcia skierowane na dziewczęce nogi – podobno wyrażają więcej emocji niż oczy. Wierzę na słowo. Oprócz tego – standardowo – dbałość o drobne szczegóły, mnóstwo smaczków i synchronizacji z tym, co jest w danej chwili mówione (warstwa audio-wideo idealnie się wzajemnie uzupełniają).
Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o tym jak dobrą robotę zrobili tutaj aktorzy głosowi (choć to nic dziwnego w tym medium). Bez nich mój odbiór tego dzieła stanowczo by się zmienił. Muzycznie bez zmian w stosunku do Hibike! Euphonium. Scena z finalną próbą występu wywołała we mnie identyczne emocje jak u bohaterów komentujących go później, więc to jest prawdopodobnie najlepszy dowód na to, że oprawa dźwiękowa została zrealizowana wzorowo.
Fabuła i bohaterowie Liz to Aoi Tori
Spoilery zamknięte, otwierasz na własną odpowiedzialność.
Na samym początku wspomnieć muszę, że naprawdę bardzo, ale to bardzo podobał mi się styl reżyserii tego filmu. Choćby to, jak przedstawiono wydarzenia w początkowej scenie i kończącej i jak to ze sobą współgrało na wielu poziomach.
Scena o poranku, w której Mizore i Nozomi pokonują swoją drogę do szkoły na początku oraz scena z późnego popołudnia, gdzie owe przyjaciółki wracają ze szkoły tą samą drogą na samym końcu. Coś się zaczyna i kończy. Początek i koniec.
Fabuła skupia się niemal wyłącznie na Mizore i Nozomi oraz ich problemach – to pozostaje głównym wątkiem, nie przygotowania do konkursu krajowego (który będzie motywem przewodnim filmu kinowego – sequelu drugiego sezonu Hibike! Euphonium). Mizore to dość nieśmiała dziewczyna mająca spore problemy z komunikacją. Często zbyt silnie analizuje otaczający ją świat, przez co trzyma się swej przyjaciółki Nozomi tak blisko jak tylko potrafi. Do tego stopnia, że uzależnia wybór uczelni wyższej od jej decyzji.
Warto w tym miejscu wspomnieć o ważnym fakcie, który często jest bardzo błędnie interpretowany na forach przez zachodnich odbiorców. Samo angielskie tłumaczenie grupy 33mm naprawdę dobrze oddaje ducha oryginału i wiernie odtwarza dialogi w języku angielskim (w tym konkretnie wypadku, nie mogę tego samego powiedzieć o ich tłumaczeniu Koe no Katachi) z jednym małym wyjątkiem. 好き (suki) i 大好き (daisuki) przetłumaczonego jako „Kocham Cię”. Jasne, języki zachodnie (przynajmniej z tego co mi wiadomo – na pewno w angielskim i polskim) nie posiadają wyrażeń do stanu pośredniego między lubieniem i zauroczeniem czy później miłością. O ile ze 好き (suki) najczęściej używanego do wyrażenia, że coś się lubi (w tym człowieka) nie ma problemu, to 大好き (daisuki – bardzo lubię) w przypadku użycia wobec innego człowieka może oznaczać wiele – również do wyznania miłości, jednak to działa trochę inaczej w Japonii. 大好き (daisuki) to wyrażenie inspiracji, zauroczenia i czegoś powierzchownego, z kolei gdy chce się powiedzieć, że się kogoś kocha z głębi duszy, całkowicie poważnie, będąc w poważnym związku używa się 愛してる (ai shiteru) – to coś specjalnego – tego zwrotu się nie nadużywa. Wracając do sedna sprawy – 大好き (daisuki) używane w tym filmie (zarówno w scenach z baśni jak i normalnych rozmowach) wyraża inspirację, szacunek i po prostu głęboką przyjaźń, nie miłość. Dlatego też pisanie o Liz to Aoi Tori jako filmie z gatunku yuri jest dość niedorzeczne.
Niestety nie potrafiłem się doszukać żadnych informacji czy Liz und ein Blauer Vogel jest rzeczywistą niemiecką baśnią, czy czymś stworzonym na potrzeby tej produkcji (podejrzewam to drugie). Mimo wszystko nie ma to większego znaczenia dla treści zawartej w filmie, ponieważ cały sens historii przedstawiono w krótkich wstawkach porozrzucanych na przestrzeni dziewięćdziesięciominutowego seansu.
Ocena i podsumowanie
Powiem szczerze – mimo zawodu roku jakim było dla mnie Violet Evergarden wciąż liczyłem na to, iż była to tylko zagrywka KyoAni pod publikę Netflixa. Ten film udowodnił mi, że prawdopodobnie się nie myliłem i mogę być względnie spokojny o przyszłość i kierunek, w którym zmierzać będzie to studio. Moja ocena to 9/10. Za kreatywność, postacie i ich głosy, dialogi, reżyserię, oprawę wizualną i generalnie – atmosferę. Jeśli nie jesteś fanem długich dialogów mocno skłaniających do łączenia faktów i uruchomienia wyobraźni oraz stawiania na charakteryzację – nie masz tutaj za bardzo czego szukać.
Z jakim tłumaczeniem polecam oglądać Liz to Aoi Tori
- 35mm – tym razem pokazali się z o wiele lepszej strony i oprócz tego, o czym wspomniałem powyżej nie mam nic do zarzucenia i z czystym sumieniem mogę polecić.