Anime jesień 2015
Jak to zwykle bywa, lato szybko przemija i zaczyna się jesień, co daje nam także nowy sezon anime, więc pora na wpis z polecanymi przeze mnie seriami.
Oczywiście muszę wspomnieć także o poprzednim sezonie, ponieważ premierę miały naprawdę ciekawe seriale. Lato było owocnym okresem, z tego co oglądałem, tylko jedna seria wylądowała na liście dropped (norma to 3-4 na sezon). Do tego chciałbym jeszcze ogłosić, że od teraz trzy najlepsze serie każdego sezonu będą miały osobne wpisy z recenzjami, tak więc oto moje top 3 z lata (bez większego zaskoczenia):
- Charlotte
- Non Non Biyori Repeat
- Prison School
Na wyróżnienia zasługuje także:
- Rokka no Yuusha, będący bardzo ciekawym serialem z gatunku mystery
- Ore Monogatari – świetna komedia romantyczna z gatunku shoujo
- Gakkou Gurashi – survival horror w klimacie szkolnym.
Nie jestem w stanie napisać na chwilę obecną nic o To-Love Ru Darkness 2, ponieważ w tym przypadku czekam na wydanie Blu-Ray.
Edit:
Pierwsza płyta została wydana, a na niej dwa odcinki. Fabularnie praktycznie bez zmian w stosunku do pierwszego sezonu Darkness, jednak oprawa graficzna to prawdziwa regresja w stosunku do Motto oraz Darkness.
Wielkim rozczarowaniem było dla mnie to, co stało się z Shimonetą. Pierwsze trzy odcinki zapowiadały komedię sezonu, niestety później twórcom zabrakło już pomysłów i całość stała się bardzo wtórna i wręcz nudna.
Pierwsze trzy miejsca z podium w najbliższym czasie dokładniej opiszę.
Na wstępie chciałbym także zaznaczyć, że wpis ten będzie uzupełniany w miarę premier pierwszych odcinków. Standardowo będą dostępne opisy, moja opinia oraz zrzuty ekranu, więc polecam zaglądać tu częściej.
Sezon jesienny to wiele niewiadomych. Oczywiście niekwestionowanym numerem jeden jest Owarimonogatari, fanom serii nie muszę przedstawiać tego tytułu. Bardzo się cieszę, że ta część zyskała pełny sezon liczący trzynaście odcinków. O jakość tej produkcji raczej się nie martwię, ponieważ studio Shaft nie zawiodło mnie już od dawna. Kolejny serial, którego oczekuję to Subete ga F ni Naru, sam opis wygląda zaskakująco dobrze oraz jedyny tag to mystery – czyli może być ciekawie. Jedynym minusem jest w zasadzie producent – studio A-1 Pictures – słynie ono z raczej niskobudżetowej animacji przepełnionej tandetnymi efektami komputerowymi oraz toną obiektów 3D. Z kontynuacji otrzymujemy drugi sezon K. Nie jestem wielkim fanem tej serii, ale po obejrzeniu sezonu pierwszego oraz filmu kinowego, uważam, że warto poświęcić czas na sezon drugi. Mam tylko nadzieję, że animatorzy bardziej się postarają, bo film nie wyglądał najlepiej (ponownie – tona efektów komputerowych i 3D). Zostają także sezon drugi Noragami (tutaj na cuda nie liczę, pierwszy sezon to zwyczajny przeciętniak, który prawie nic sobą nie prezentuje) oraz Owari no Seraph (tutaj z kolei oglądać będę tylko dla nieziemskiej klasycznej animacji Wit Studia).
Jeszcze dwie sprawy:
- Dlaczego zawsze zaczynam od strony wizualnej? Dlatego ponieważ jest to zazwyczaj pierwsza rzecz, którą widzimy i szczególnie w przypadku pierwszych odcinków – zapada w pamięć.
- Dlaczego nie opisuję serii X? Przecież jest taka super i w ogóle. Wiele osób pytało się mnie, dlaczego nie polecam choćby One Punch Mana, skoro to taki mega hit. Nie polecam bo mnie takie serie nie interesują i szkoda mi czasu, żeby je oglądać – tym samym ich nie polecam – ponieważ jak już wiele razy wspomniałem – polecam tylko to, co mnie interesuje.
Czas na właściwe wstępne podsumowanie, zaczynając od serii, na które najbardziej czekam, kończąc na tych, które są mi obojętne (część z nich może okazać się kompletną stratą czasu – gdyby tak się stało, tytuł będzie przekreślony poniżej). Może się także zdarzyć, że pewne tytuły zostaną dopisane:
- Owarimonogatari / 終物語
- Subete ga F ni Naru / すべてがFになる THE PERFECT INSIDER
- Sakurako-san no Ashimoto ni wa Shitai ga Umatteiru / 櫻子さんの足下には死体が埋まっている
- Comet Lucifer
K: Return of Kings- Gakusen Toshi Asterisk / 学戦都市アスタリスク
- Onsen Yousei Hakone-chan / 温泉幼精ハコネちゃん
- Noragami Aragoto / ノラガミ ARAGOTO
- Owari no Seraph: Nagoya Kessen-hen / 終わりのセラフ: 名古屋決戦編
Jeszcze raz przypominam o fakcie, że opisy, zdjęcia i moje opinie pojawiać będą się na bieżąco, w miarę ukazywania się pierwszych odcinków. Kolejność opisów poniżej = kolejność premier odcinków. Pełną ramówkę sezonu jesiennego 2015 można znaleźć tutaj.
Pojawi się pewna nowość, pod każdym opisem serii zobaczyć będzie można moją opinię na temat tego, czy polecam dane anime po pierwszym i szóstym odcinku:
Tak – jak można się domyśleć – uważam, że dana produkcja jest warta uwagi.
Nie do końca – w przypadku pierwszego odcinka zazwyczaj znaczyć to będzie, że nie zostało w nim ukazana wystarczająco wiele fabuły, by polecić daną serię, w przypadku szóstego odcinka znaczyć będzie, że seria jest przeciętna i można ją pominąć.
Nie – nie polecam, szkoda czasu.
K: Return of Kings
W alternatywnej rzeczywistości, gdzie historia Japonii pokrywa się z teraźniejszością żyje siedmiu Królów posiadających nadprzyrodzone moce. Każdy z nich sformował swój klan, z którym dzieli umiejętności.
Drugi sezon K, który ma jest sequelem do filmu kinowego, który miał premierę po sezonie pierwszym.
Na początku aspekt wizualny. Mówiąc krótko – jest źle. Bardzo źle. Całość zrealizowano za pomocą grafiki 3D, tylko postacie są rysowane metodą tradycyjną i nałożone na tła zrealizowane grafiką komputerową. Wygląda to okropnie, sceny walki są sztuczne, rzuty przestrzenne totalnie odbiegają od standardów estetyki, obraz przefiltrowano na wszelkie możliwe sposoby, wszystko jest przekolorowane. Nie da się tego oglądać z przyjemnością, tym bardziej, że fabuła jak na razie także nie porywa. Plus za ścieżkę dźwiękową, która jest po prostu świetna (jak w poprzednich częściach)
Podsumowując: jedynymi pozytywnymi aspektami serii są – ścieżka dźwiękowa i wygląd postaci. Nie wiem czy wytrzymam do końca serii.
- Czy polecam po pierwszym odcinku? Nie do końca. Chyba, że jesteś fanem tej serii, lub po prostu chcesz się dowiedzieć jak się zakończy.
- Czy polecam po szóstym odcinku? NIE. Naprawdę próbowałem się przekonać do tego sezonu K, jednak wszystko wskazuje na to, iż nie będę w stanie obejrzeć tego anime do końca. Oprawa wizualna pogarsza się z odcinka na odcinka. W pierwszym odcinku oprócz paskudnego zalewu grafiką 3D widzieliśmy choć w miarę wyglądające postacie (przede wszystkim bardzo ostre i wyraźne) i ich animację, niestety z biegiem czasu nawet to ulega znacznej degradacji i otrzymujemy tym samym najgorzej wyglądające anime tego sezonu (z tych, które oglądam – choć mam przeczucie, że nie ma nic gorzej wyglądającego). Fabuła jest CHOLERNIE nudna, nie dzieje się praktycznie nic (nie chodzi mi tu rzecz jasna o akcję czy dynamikę – naprawdę lubię powolne serie), każdy z odcinków nie wnosił niczego nowego lub ważnego dla całości. Jedynie ścieżka dźwiękowa jest w zasadzie warta polecenia. Jeśli nie jesteś fanem serii, omijaj z daleka (a jeśli jesteś, podejdź do tego sezonu z dużą ostrożnością)
Noragami Aragoto / ノラガミ ARAGOTO
Drugi sezon Noragami skupia uwagę na Bishamon, bogini walki. Posiada ona bardzo wielu shinki, z racji tego, że nie potrafi zostawić na pastwę losu duchów zaatakowanych przez Ayakashi. Ilość zgromadzonych shinki powoduje, że nie może ona zaopiekować się nimi należycie. Bishamon z całego serca nienawidzi Yato, boga nieszczęścia z racji ich mrocznej historii. Czy wydarzenia sprzed setek lat będą miały duży wpływ na teraźniejszość?
Ponownie zacznę od kwestii wizualnej. Jestem pod wrażeniem. Naprawdę nie mam się czego przyczepić, oprawa graficzna stoi na dość wysokim poziomie i w pełni mnie zadowala. Duży plus także za animację oraz utwór z czołówki. Fabularnie bez zmian, mamy boga Yato, który zajmuje się niepotrzebnymi rzeczami i traci czas na głupoty. Dowiadujemy się o tym w jaki sposób żyje bogini Bishamon… i to by było na tyle jeśli chodzi o pierwszy odcinek. Oglądało się przyjemnie (choć byłem raczej negatywnie nastawiony do tego anime).
- Czy polecam po pierwszym odcinku? O dziwo – Tak.
- Czy polecam po szóstym odcinku? TAK. Mogę spokojnie powiedzieć, że jest to dla mnie zaskoczenie sezonu. Oprawa audiowizualna to mistrzostwo, a fabuła wciąga od samego początku. Nigdy nie byłem fanem Noragami, ale moim zdaniem naprawdę warto poświęcić czas tej produkcji (szczególnie jeśli po pierwszej serii byliście negatywnie nastawieni do tego anime).
Gakusen Toshi Asterisk / 学戦都市アスタリスク
Miasto akademickie Asterisk jest największą na świecie areną bitew zwanych Festiwalem Wojen Gwiazd (Star Wars Festival :-D). Młodzi mężczyźni oraz kobiety urodzeni w tzw Pokoleniu Starpulse (Starpulse Generation) uczęszczają do jednej z sześciu akademii na terenie tego miasta. Jednym z nich jest Ayato Amagiri, który już pierwszego dnia wdał się w bójkę z jedną z uczennic…
Produkcją tego serialu zajmuje się studio A1, jak na ich standardy, to anime nie wygląda wcale źle. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że oprawa graficzna jest najwyższych lotów, czy nawet dobra. Jest po prostu znośna. Ścieżka dźwiękowa natomiast sprawia całkiem pozytywne wrażenie (w końcu Rasmus Faber). Jeśli chodzi o fabułę, to niestety po pierwszym odcinku nie dowiadujemy się praktycznie niczego. Poznajemy kilku bohaterów, oglądamy dwie seny akcji… i to w zasadzie koniec. Mam nadzieję, że Gakusen Toshi Asterisk będzie posiadało jakąś sensowną fabułę, a sceny walk będą tłem całości.
- Czy polecam po pierwszym odcinku? Nie do końca.
- Czy polecam po szóstym odcinku? TAK. Gakusen Toshi Asterisk nie jest żadnym fenomenem, nie wyróżnia się także niczym szczególnym, jednak anime to ogląda się zaskakująco przyjemnie, tak więc wychodzę z założenia, że jeśli się nie nudzę i z chęcią sięgam po kolejny odcinek, to mogę spokojnie polecić tę produkcję.
Owarimonogatari / 終物語
Owarimonogatari to kolejny sezon z serii Monogatari, zawierał będzie następujące rozdziały: Ougi Formula, Sodachi Riddle oraz Shinobu Mail.
Seria Monogatari zyskała pewną renomę, jestem jej fanem, uwielbiam styl prezentacji postaci wykreowany przez studio Shaft oraz to, jak prowadzone są dialogi. Ścieżki dźwiękowe także są zazwyczaj ciekawe. W Owarimonogatari te elementy się nie zmieniają, fabuła pierwszego odcinka jest wręcz genialna (trwa 48 minut!)… jednak studio Shaft popełniło jeden niewybaczalny błąd. Animacja wygląda obrzydliwie, wszystkie lokacje i ich elementy to pełne 3D, obiekty stworzone są niedbale (tak jakby włączyć program do grafiki 3D, stworzyć model i …. tyle), graficy prawdopodobnie także stracili poczucie przestrzeni… tak źle wyglądającego serialu studio Shaft wcześniej nie miało (raczej miałem do nich szacunek, bo większość ich anime prezentowało się naprawdę dobrze), a już w ogóle jeśli chodzi o poprzednie serie Monogatari, które mimo ascetycznej kreski zrelizowane były w sposób mistrzowski. Nie rozumiem dlaczego taka fuszerka została odstawiona przy tak popularnej serii, Shaft dużo stracił w moich oczach przez to. Mimo wszystko, naturalnie nie zamierzam porzucać Owarimonogatari… i tak większość czasu zajmuje mi czytanie tekstu, jednak anime to nie książka, oprawa wizualno-dźwiękowa jest prawie tak samo ważna jak fabuła, dlatego po obejrzeniu pierwszego epizodu, oprócz zafascynowania pozostaje także spory niesmak.
- Czy polecam po pierwszym odcinku? Tak.
- Czy polecam po szóstym odcinku? TAK. To było do przewidzenia. Owarimonogatari jest najlepszym co przydarzyło się tej serii od czasu Second Season. Nie muszę także raczej przypominać o rewelacyjnym voice actingu czy genialnym sposobie prowadzenia dialogów, tutaj Monogatari nigdy nie zawodziło. Oprawa graficzna znacznie poprawia się w kolejnych odcinkach (mimo iż nadal odstaje od poprzednich serii), za co plus, ponieważ pierwszy odcinek to było jedno wielkie nieporozumienie. Zdecydowanie pozycja sezonu razem z Subete ga F ni Naru (co tylko potwierdziło moje przypuszczenia z samego początku wpisu).
Onsen Yousei Hakone-chan / 温泉幼精ハコネちゃん
Po wielu latach uśpienia, we współczesnej Japonii budzi się duch gorących źródeł – Hakone. Podczas spoczynku przybrała ona postać małej dziewczynki. Hakone decyduje się na współpracę z mieszkańcami próbując odzyskać swoje moce.
Spodziewałem się raczej pełnego metrażu, okazało się jednak, że jest to seria z epizodami trzyminutowymi. Nie należy tego traktować jako wielki minus, pierwszy odcinek sprawił bardzo dobre wrażenie. Szczególnie chodzi mi tutaj o oprawę graficzną (całkiem sprawnie zostały także zrealizowane wątki komediowe). Taka krótka seria, która posiada pewnie dość mały budżet wygląda o niebo lepiej niż superprodukcje tego sezonu typu Owarimonogatari czy K: Return of Kings. Tła są po prostu piękne, podobnie jak cała reszta łącznie z animacją. W sumie to nie ma co się dziwić, za produkcję Onsen Yousei Hakone-chan odpowiada między innymi Production Reed (Ghost in the Shell, Kamichu!). Drodzy animatorzy – to jest droga, którą powinniście podążać.
- Czy polecam po pierwszym odcinku? TAK.
- Czy polecam po szóstym odcinku? TAK. Jak wspomniałem wyżej – Onsen Yousei Hakone-chan to bardzo krótka, trzyminutowa seria – jednak w tych trzech minutach zawarte jest naprawdę dużo materiału, który jest po prostu śmieszny, do dochodzi tego piękna oprawa graficzna, co powoduje, że całość ogląda się przyjemnie. Żałuję tylko, że anime to ma tak krótkie odcinki.
Sakurako-san no Ashimoto ni wa Shitai ga Umatteiru / 櫻子さんの足下には死体が埋まっている
Uczeń szkoły średniej – Tatewaki Shoutarou mieszkający w mieście Asahikawa w prefekturze Hokkaido spotyka Kujou Sakurako – kobietę, której pasją są kości. Posiada ona umiejętność wnikliwej analizy szczątków. Tatewaki towarzyszy jej przy badaniu wielu przypadków.
Bardzo obawiałem się o aspekt wizualny tej serii, ponieważ za animację odpowiada studio TROYCA, czyli współtwórcy jednego z najgorzej wyglądających anime wszech czasów – Aldnoah.Zero, którego właśnie przez okropne CGI nie byłem w stanie dokończyć. Tutaj na szczęście nie ma przesady – owszem, są sceny z grafiką 3D, ale nie powodują one obrzydzenia. Jako całość anime to wygląda w zasadzie dobrze (szczególnie jeśli brać pod uwagę takie kwiatki tego sezonu jak Owarimonogatari czy drugi sezon K).
Sama fabuła jest typowo detektywistyczna. W pierwszym odcinku bohaterowie znajdują czaszkę kobiety, która zginęła ponad sto lat temu, oraz asystują policji przy rzekomym podwójnym samobójstwie. Anime to ogląda się przyjemnie, nawet nie wiedziałem kiedy zleciało to dwadzieścia minut. Liczę na to, że utrzyma (choć) taki poziom zarówno jeśli chodzi o historię jak i warstwę graficzną.
- Czy polecam po pierwszym odcinku? TAK.
- Czy polecam po szóstym odcinku? TAK. Nie przepadam ogólnie za serialami z fabułą epizodyczną (lub częściowo epizodyczną), ale w tym przypadku twórcy raczej się postarali i nie powoduje to zmęczenia tytułem (choć dużą rolę odgrywa także oglądanie sezonowe, które znacznie ułatwia oglądanie takich serii).
Subete ga F ni Naru / すべてがFになる THE PERFECT INSIDER
Saikawa Souhei, członek Saikawa Research Lab poznaje córkę jego mentora zwaną Moe Nishinosono, która dołącza do jego grupy badającej sprawę pewnego zabójstwa, okazującego się być częścią bardziej złożonego przypadku seryjnego mordercy.
Nie mam pojęcia co powiedzieć o stronie wizualnej. Z jednej strony dość ładne projekty postaci i ich realizacja, z drugiej strony tła będące grafiką wygnerowaną komputerowo, oraz totalnie fatalny trójwymiarowy obiekt(y) samochodu(ów), który bezczelnie przez ładne kilka sekund zajmuje cały ekran i powoduje wyciek krwi z gałek ocznych. Całość nie wygląda źle, dlatego dziwi mnie fakt zaistnienia tak brzydkie sceny. Ale tak jak wspominałem wcześniej – za produkcję tego anime odpowiada studio A-1, więc i tak trzeba się cieszyć, że animatorzy nie upchali jeszcze więcej tandetnej grafiki komputerowej w tym anime.
Fabuła wydaje się być interesująca, w końcu szykuje się seria z gatunku mystery mająca spójną fabułę (nie epizodyczną), co rzecz jasna zasługuje na sporą pochwałę. Z pierwszego odcinka nie dowiadujemy się zbyt wiele. Jest to anime, którego podstawą są długie dialogi, więc jeśli historie tego typu uważacie za ciekawe – nie ma co się zastanawiać, tylko zacząć ogladać.
- Czy polecam po pierwszym odcinku? TAK.
- Czy polecam po szóstym odcinku? TAK. Nie ma co ukrywać, razem z Owarimonogatari – pozycja sezonu. W końcu doczekałem się anime z gatunku mystery, które posiada ciągłą, intrygującą fabułę. Oprawa graficzna prezentuje dość przeciętny poziom, jednak nie wpływa to negatywnie na odbiór. Zdecydowanie polecam!
Comet Lucifer
Amagi Sougo jest chłopcem, który mieszka w mieście znajdującym się w Ogrodzie Indigo. Mieszkańcy tego miasta utrzymują się dzięki wydobyciu kryształów znajdujących się w podziemiach. Sougo, którego hobby to zbieranie rzadkich okazów tego surowca zostaje wciągnięty w spór między jego znajomą z klasy – Kaon a jej rodziną. Podczas ucieczki Amagi oraz Kaon wpadają do wielkiego dołu, będącego odwiertem górniczym i odkrywają tam podziemne jezioro, gdzie poznają tajemniczą niebieskowłosą dziewczynę…
Zacznijmy standardowo od oprawy graficznej. Ponownie mam problem z wyrażeniem mojego zdania na ten temat. Tła w wielu miejscach są naprawdę szczegółowe i prezentują się wyjątkowo pięknie. Sama animacja spełnia moje kryteria estetyki. W anime tym znajdziemy mnóstwo grafiki 3D, jednak w tym przypadku musze przyznać, że nie wygląda ona fatalnie. Widać naprawdę wielkie starania animatorów o to, by upodobnić modele 3D do standardowego typu animacji… i wyszło im całkiem przyzwoicie. Oczywiście nie jest to to, czym była by animacja standardowa, jednak doceniam fakt, że studio odpowiedzialne za produkcję tego serialu (między innymi – co jest dość dziwne – 8bit) zrobiło wiele, by moje oczy ponownie nie krwawiły. Animacja 3D dotyczy prawie tylko samych mechów.
Co robi tutaj anime o mechach? Sam się nad tym zastanawiam 🙂 Przekonało mnie tego tego kilku znajomych i pozytywne wypowiedzi ludzi, którzy na codzień – tak jak ja – za tym gatunkiem nie przepadają. Pierwszy odcinek posiadał bardzo mało cech typowych anime z mechami, więc zachęciło mnie to dodatkowo do kontynuowania oglądania.
- Czy polecam po pierwszym odcinku? TAK.
- Czy polecam po szóstym odcinku? TAK. Mimo kilku mankamentów fabularnych, Comet Lucifer jest pozycją wartą uwagi. Oprawa wizualna – najwyższa klasa. Piękne (mało powiedziane) tła, ładne postacie… sporo grafiki komputerowej… ale jakby tak CG było wykorzystywane przez inne studia, to właściwie nie miałbym się czego czepiać. Pierwszy raz w życiu chwalę grafikę komputerową, wszystkie roboty to obiekty 3D, jednak zrealizowane są w sposób mistrzowski – po pierwsze – nie odstają za bardzo od reszty, w większości ujęć wyglądają jakby były ręcznie rysowane (tego nie udało się osiągnąć nikomu wcześniej), po drugie – ich animacja zrealizowana jest w takim samym klatkażu jak cała reszta (ilość klatek/sekundę), co sprawia, iż całość wygląda spójnie i pasuje do siebie. Serdeczne gratulacje dla ekipy grafików studia 8bit, zasługujecie na uznanie.
Owari no Seraph: Nagoya Kessen-hen / 終わりのセラフ: 名古屋決戦編
Yuuichirou po wielu latach ponownie ujrzał Mikaela podczas bitwy w Shinjuku, jednak odkrył tym samym, że jego przyjaciela zamieniono w wampira. Yuuichirou został zmuszony do dalszego zdobywania wiedzy i mocy by móc razem ze swoją nową, przybraną rodziną bronić ocalałych ludzi.
Ponownie zaczynamy od jakości wykonania. Powiem krótko – Owari no Seraph powinno być wzorem dla każdego studia zajmującego się animacją w Japonii – dokładnie tak anime powinno wyglądać. Zaczynając od postaci, tła i animacji wszystkiego. Tutaj nic nie wygląda źle, czy nawet przeciętnie. Każda scena, każda klatka to arcydzieło, niektóre tła mogłyby być sprzedawane jako obrazy ścienne. Przestrzeń poruszania się obiektów i postaci jest idealna. Jestem ponownie w szoku – w obecnych czasach istnieje studio, które stosuje prawie wyłącznie klasyczną animację (a jeśli jakaś grafika komputerowa się pojawia, to wyglądem nie wyróżnia się na tle reszty). Nie jestem w stanie słowami oddać tego, jak dobra robota została wykonana od strony technicznej. Owari no Seraph zwyczajnie trzeba zobaczyć samemu. Dla mnie osobiście jest to najlepiej wyglądające anime ostatnich lat (i jedne z najlepiej w ogóle). Poniższe zrzuty nie oddają tego, jak rzeczywiście ta seria wygląda (jednak widać na nich piękne tła)
Trudno powiedzieć coś więcej o fabule. W pierwszym odcinku tego sezonu dzieje się dość sporo, dowiadujemy się także rzeczy, które wcale nie były oczywiste. Sezon pierwszy był (dla mnie) przeciętny do względem historii (pomijając szokujący pierwszy odcinek). Na plus to, że Shinoa pozostaje niezmienna i wciąż jest najlepszą postacią tego anime. Ogólna zaleta to fakt, że wampiry nie są jakimiś miłymi stworzeniami, z którymi można jakikolwiek kontakt nawiązać, czy nawet z nimi współistnieć – takie podejście do tematu nie jest codziennością.
- Czy polecam po pierwszym odcinku? TAK. Nawet jeśli historia was nie zainteresuje, to naprawdę warto obejrzeć tę produkcję choćby dla samej wartości artystycznej.
- Czy polecam po szóstym odcinku? TAK. Oprawa graficzna niezmiennie zachwyca, do tego sama fabuła nabrała więcej sensu i Owari no Seraph: Nagoya Kessen-hen stało się porządną i ciekawą serią, która zdecydowanie jest warta poświęcenia czasu.