Furuya Chihiro jest maniakiem zombie – posiada wszelkie gadżety, od figurek, przez maski po kolekcję filmów. Chłopak załamuje się po tym, jak jego kot umiera i decyduje się na użycie receptury z księgi, którą znalazł pół roku wcześniej. Eksperymentów dokonuje w opuszczonym budynku na skraju miasta. Pewnej nocy spotyka tak piękną dziewczynę, która – jak się dowiadujemy – nazywa się Sanka Rea. Na pierwszy rzut oka wydaje się być szczęśliwą córką bogatych rodziców, jednak rzeczywistość nie jest taka różowa jakby mogło się wydawać. Rea jest załamana, ponieważ ojciec nieustannie ją kontroluje oraz molestuje. Chihiro obiecuje jej, że ożywi ją po śmierci i się nią zaopiekuje
Serial składa się z 3 odcinków specjalnych oraz 12 odcinków głównych. Pierwszy odcinek OVA jest prequelem, czyli ma miejsce przed wydarzeniami z serialu. Wiedząc o tym, zacząłem oglądać to anime właśnie od tego odcinka. Poziom animacji mnie zawiódł, myślałem, że cała seria będzie tak wyglądać, na szczęście się myliłem.
Główne odcinki Sankarea są wykonane dużo staranniej, wszystko jest wyraźnie, tła są kolorowe i urozmaicone. Samej animacji także nie mogę nic zarzucić.
Od strony dźwiękowej, już na samym początku byłem zaskoczony, w openingu usłyszałem utwór, który znam (nie zdarza się to często, ponieważ zwykle jest na odwrót) – wykonawcą jest zespół nano.RIPE, natomiast nazwa utworu to 絵空事 (esoragoto). Nie ukrywam – jestem fanem nano.RIPE, choć gatunkowo jeśli mam być szczery nie są mi blisko. Jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową, było kilka dobrych produkcji, które zostały mi w pamięci i mam w planach się z całym soundtrackiem zapoznać bliżej.
Fabularnie Sankarea na szczęście także prezentuje przyzwoity poziom. Miałem obawy, że całość skupi się zbyt bardzo na rozmowach o zombie. Tak nie było, autorzy skupili się raczej na przedstawieniu sytuacji naszej głównej bohaterki. Na początku naprawdę było wręcz mrocznie, widząc jak Rea traktowana jest przez swoją matkę i szczególnie ojca, aż dostawałem gęsiej skórki. W późniejszych odcinkach twórcy dodali także wątki komediowe (humor może nie najwyższych lotów, jednak nie powoduje zażenowania), zachowując przy tym względną równowagę. Momentami dialogi i przestawienie scen przypominało mi trochę serię Monogatari. Oczywiście nie ujrzymy tutaj takiego artyzmu czy rozbudowanych rozmów, jednak pewne podobieństwo można wyczuć. Mimo, że w tagach występuje słowo ecchi, to nie uświadczymy tutaj raczej nachalności. Na szczęście autorzy serialu zachwali umiar, przez co całość raczej nie rzuca się w oczy. Romansu jest tutaj mało. Za mało, aczkolwiek nie czytałem mangi, także nie mam pojęcia jak sytuacja wygląda dalej, wszystko wskazuje na to, że prędzej czy później zobaczymy drugi sezon, bo materiału jest jeszcze sporo. Zakończenie jest otwarte, jednak nawet jeśli kontynuacji nie będzie, to nie spowoduje to wrażenia, że całość jest urwana w pewnym momencie.
Moja ocena dla tej serii to 8/10. Liczę, że jednak będzie mi dane kiedyś zobaczyć kontynuację.
Poniżej zrzuty.