Marin i jej młodsza siostra Urin są ludźmi zamieszkującym morze. Pewnego dnia znajdują piękny srebrny pierścień w okolicy ich domu. Marin, chcąc zwrócić go właścicielce, zabiera niechętnie nastawioną do tego pomysłu Urin ze sobą do świata na powierzchni. Robi to mimo znajomości legendy o żółwim starcu, który opuścił dno morza i nigdy nie wrócił.
Po odnalezieniu właścicielki pierścienia – Miyamori Kanon, dowiadują się, że wyrzuciła go do morza po tym, jak jej chłopak ją rzucił. Mimo że Marin nalega, że tak piękny przedmiot nie powinien być wyrzucony, Kanon ponownie go odrzuca. W trakcie poszukiwań pierścienia Urin oddala się od grupy i przypadkowo łamie pieczęć na kamiennym sarkofagu, uwalniając złowrogą istotę znaną jako Sedona. Czując uwolnienie Sedony, dawno zaginiony żółw Matsumoto ujawnia się przed Kanon i jej towarzyszami, nazywając Marin Kapłanką Morza.
Spis Treści
Oprawa audiowizualna Umi Monogatari: Anata ga Ite Kureta Koto (2009)
Wideo
Całość bardzo przypadła mi do gustu od strony wizualnej. Naprawdę ładne tła oraz design postaci. Na plus również to, że trudno było się tutaj doszukać grafiki 3D, szczególnie na pierwszym planie. Dobra gra kolorami, czyli zabieg potęgujący emocje w przedstawianych wydarzeniach. Studio Zexcs wykonało tutaj kawał dobrej roboty. Nie jest to seria, którą zaliczyłbym to najładniejszych, jakie widziałem, lecz pochwała z mojej strony bezsprzecznie się należy.
Dźwięk
W obsadzie głównych ról mamy same weteranki. Zaczynając od Horie Yui, przez Asumi Kana, Kotobuki Minako kończąc na Sawashiro Miyuki i Toyosaki Aki. To sprawiło, że aktorstwo głosowe stało na niezmiennie wysokim poziomie i emocje bohaterów trafiały do mnie jeszcze bardziej dosadnie. Ścieżka dźwiękowa Umi Monogatari autorstwa Muramatsu Ken rewelacyjnie podkreślała atmosferę przedstawianych wydarzeń i mocno zapadała w pamięć. Idealnie wpasowała się klimat tajemniczej wyspy z długimi tradycjami i wierzeniami. Utwór użyty w endingu doskonale znam, ponieważ uwielbiam twórczość Itou Masumi. Jest nim 透明な祈り (Toumei na Inori).
Fabuła i bohaterowie Umi Monogatari: Anata ga Ite Kureta Koto (2009)
Wstęp
Umi Monogatari czekało na liście do obejrzenia dobre 10 lat. Nie wiem, z jakiego powodu tak długo zwlekałem z obejrzeniem, lecz w końcu przyszedł jej czas. Pomógł w tym również fakt, że jej popularność jest znikoma i naprawdę chciałem dowiedzieć się, dlaczego zbiera tak niskie noty. Spoiler: nie udało mi się znaleźć odpowiedzi. To tylko utwierdza mnie jeszcze bardziej w przekonaniu, że zwracanie uwagi na oceny to nieporozumienie.
Krótko o fabule
Marin wraz ze swoją młodszą siostrą Urin znajdują piękny pierścień w okolicy swojego domu w głębi morza. Marin postanawia odszukać właścicielkę w świecie na powierzchni morza, gdzie nigdy wcześniej nie była. Robi to mimo znajomości legendy o żółwim starcu, o którym słuch zaginął po opuszczeniu morza. Po wyjściu na ląd pobliskiej wyspy szybko udaje im się odnaleźć właścicielkę pierścienia – Miyamori Kanon. Mimo że Marin próbuje przekonać Kanon, że tak piękny przedmiot nie powinien być wyrzucony, ona ponownie go wyrzuca.
Rodzeństwo nie daje za wygraną i poświęca resztę dnia na odszukanie go. W końcu udaje się to Urin, która wcześniej przypadkowo oddala się od grupy następnie łamiąc pieczęć na kamiennym sarkofagu, uwalniając złowrogą istotę znaną jako Sedona. Czując uwolnienie Sedony, dawno zaginiony, owiany legendą żółw Matsumoto ujawnia się przed Kanon i jej towarzyszami, nazywając Marin Kapłanką Morza.
W tym miejscu tak naprawdę dowiadujemy się, czego możemy się po Umi Monogatari spodziewać. Okazało się, że jest to dość mroczna opowieść z dużą ilością dramatu i sporym polem do własnych interpretacji. Wbrew pierwszym wrażeniom o tym, iż mam do czynienia z lekką serią slice of life. Nie do końca byłem pewien, że taki obrót akcji mi się spodoba. Po świetnym starcie drugi epizod nieco mi się dłużył. Wydawało mi się, że nie będę w stanie obejrzeć całości do końca. Na szczęście takie myśli szybko minęły. Z odcinka na odcinek zacząłem doceniać to, co twórcy chcieli pokazać oraz sposób, w jaki to zrobili.
Umi Monogatari ma spore naleciałości z mahou shoujo. Główne bohaterki zostają kapłankami (w oryginale Miko) morza i nieba (w sensie powierzchni). Mamy tutaj sceny transformacji, walki z potworami nacechowanymi złem. Jednak to wszystko szybko odchodzi na dalszy plan.
Motyw przewodni
Umi Monogatari dotyka przede wszystkim zagadnień mroku w sercu człowieka. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się dość proste i jednowymiarowe. Dość szybko takie wrażenia mijają (tak było przynajmniej w moim przypadku). Sprawnie pokazano to, jak radzą sobie ludzie ze swoimi problemami, budując dość artystyczną i metaforyczną otoczkę całości i doskonale łącząc z tym plot device będący uwolnieniem mrocznej istoty zwanej Sedona.
Twórcom udało się doskonale oddać mroczną atmosferę. Nie w sposób dosadny przez pokazywanie przerażających obrazów czy karykaturalnych postaci. Oj nie. Umi Monogatari to jeden z nielicznych przykładów fikcji, gdzie mrok czuje się w zupełnie innym wymiarze, różnymi zmysłami. Poczucie beznadziejności sytuacji sięga zenitu w ostatnim odcinku, gdzie ma miejsce finalne starcie światła (dobra) z mrokiem (ciemnością).
To wszystko nie oznacza jednak, że wszystko było idealne. Miejscami widać było, że albo zabrakło czasu antenowego na lepsze ukazanie poszczególnych sytuacji, czy pociągnięcia dalej poszczególnych wątków. Niektóre motywy, którymi kierowały się postacie, również wydały mi się lekko naciągane, lecz nie do tego stopnia, by wywołać poirytowanie.
Ostatnią sprawą, do której mogę się przyczepić, to fakt, iż niemal od początku wiedziałem kto będzie głównym obiektem dramatu i kogo zło pochłonie.
Bohaterowie
Główną uwagę poświęcono siostrom Marin i Urin oraz ich nowej znajomej z powierzchni – Kanon. Każda z nich ma dość znacznie odmienny typ charakteru. Marin jest dobroduszna, nie potrafi przejść obojętnie obok ludzkiej krzywdy. Urin to nieśmiała i mocno zazdrosna młodsza siostra, jednak bardzo poważnie odbiera rzeczywistość. Wokół Kanon od lat młodości unosi się ponura aura. Oprócz nich sporo czasu na ekranie dostają również żółw Matsumoto oraz rywalka miłosna Kanon – znamy tylko jej nazwisko – Ooshima. Oraz Kojima, czyli chłopak o którego serca walczą obie dziewczyny. Tutaj mała ciekawostka, Ooshima (czyt. oośima, znaczy wielka wyspa), Kojima (czyt. kodźima, zaczy mała wyspa). To według jej wyobraźni oznacza, iż są sobie przeznaczeni.
Niemal każdy z wymienionych bohaterów otrzymuje odcinek, gdzie zapoznać się możemy z backstory lub obecnymi problemami, które go trapią. Pomaga to w lepszym zrozumieniu motywów działania czy po prostu sposobu myślenia. Dodatkowo dobrze spaja całość historii.
Inne uwagi
Sporym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że anime powstało na podstawie motywu automatu pachinko wyprodukowanego przez Sanyo Bussan. Najprawdopodobniej jako materiał marketingowy, ponieważ Sanyo Bussan było głównym sponsorem tego projektu. Tym bardziej zdumiewa mnie ten fakt, że mimo wszystko sporo serca włożono w ten projekt. Automaty pachinko to w końcu nic innego jak wysysacze pieniędzy i czasu.
Umi Monogatari: Anata ga Ite Kureta Koto (2009) – Ocena i podsumowanie
Mimo kilku wad, o których wspomniałem i lekkiego naciągania, bardzo przyjemnie spędziłem czas, oglądając Umi Monogatari. Spodobało mi się przede wszystkim to, że mrok pokazano tutaj w sposób niepretensjonalny. Jest to wyczyn, ponieważ sporo historii tego typu niestety idzie bardziej w pretensjonalność, niż rzeczywiste próby kreowania mrocznej atmosfery niepewności i bezsilności. Klimat małej wyspiarskiej miejscowości również w tym pomógł. Wiele razy już o tym pisałem, ale wspomnę jeszcze raz. To jeden z moich ulubionych settingów. Recenzja wyszła o wiele dłuższa, niż się wstępnie spodziewałem.
Od tego wpisu zmieniam styl oceniania serii (sukcesywnie będę zmieniał także moje poprzednie oceny we wcześniejszych recenzjach). Nowy system bez ocen wyrażanych w punktach wyjaśniony zostanie dokładniej w odpowiedniej zakładce w górnym menu strony. Tymczasem w skrócie podam tylko, iż będzie to system składający się z czterech odznaczeń odnoszących się do tego, jak bardzo polecam (lub nie) oglądanie lub czytanie.
Finalny werdykt
Final evaluation
Z jakim tłumaczeniem polecam oglądać Umi Monogatari: Anata ga Ite Kureta Koto (2009)
- Chibi-Formula – tłumaczenie jest bardzo dobre, choć miejscami nieco zbyt bardzo trzyma się szyku oryginalnego języka. Jeśli chodzi o jakość wideo – mam wrażenie, że z dostępnych wszystkich wersji, to właśnie wersja telewizyjna prezentuje się najlepiej (co niestety nie oznacza, że dobrze).