
Szesnastoletnia Hoshino Ai to utalentowana i piękna idolka uwielbiana przez swoich fanów. Porusza serca całych tłumów. Jest uosobieniem niewinnej, młodej dziewczyny posiadającej przyciągającą jak magnes osobowość. Amemiya Gorou to lekarz w szpitalu na prowincji i wielki fan Ai. Kiedy więc ciężarna idolka pojawia się w jego szpitalu, doznaje szoku. Gorou obiecuje jej bezpieczny poród. Nie wie jeszcze, że spotkanie z zagadkową osobą, jaką jest Ai, spowoduje jego przedwczesną śmierć.
Oprawa audiowizualna Oshi no Ko (2023)
Wideo
Jak tylko zobaczyłem, że adaptacją zajmie się Doga Kobo, przestałem się martwić o warstwę wizualną. Jednak to, co zobaczyłem w pierwszym odcinku, znacznie przewyższyło moje oczekiwania. Zarówno pod względem animacji, jak i jakości rysunku. Z racji tego, iż pierwszy odcinek trwał niemal półtorej godziny (był długości trzech normalnych odcinków), byłem przekonany, że ma to właśnie z tym związek. Czyli wywołanie jak najlepszego pierwszego wrażenia. Na szczęście się myliłem. Cały sezon trzymał niezmiennie wysoki poziom. To jednak nie wszystko, ale do tego wrócę trochę później.

Przepięknie przełożono design postaci z mangi. Do tego dochodzi genialna gra światła i cienie. Doga Kobo jest tutaj z pewnością w swojej szczytowej formie.
Dźwięk
Soundtrack (mam na myśli ściśle muzykę tła) odgrywał bardzo ważną rolę, jednocześnie się nie wychylając na pierwszy plan. Tego, czego dokonali aktorzy głosowi, po prostu nie da się opisać słowami. Rola aktorów głosowych w anime i ich współpraca z twórcami ma niezwykle istotne znaczenie dla całokształtu i odbioru tego medium – z tym raczej nikt o zdrowych zmysłach nie będzie dyskutować. Głos ma ogromną moc w oddziaływaniu na nasze emocje. Każdy niuans w dźwięku może wpływać na sposób, w jaki odbieramy postać. Aktorstwo głosowe w japońskich mediach w zasadzie zawsze stoi na najwyższym poziomie. Są jednak przypadki, gdzie coś jest tak dobre, że zmusza do rozmyślania o tym, co się właśnie obejrzało. Tak właśnie było w przypadku Oshi no Ko.
Perfekcyjna współpraca aktorów głosowych, animatorów, reżyserów i dźwiękowców. Każda scena, każde ujęcie, emocje – wszystko zazębione ze sobą w mistrzowski sposób. W roli jednej z głównych bohaterek (Hoshino Ruby) wystąpiła Igoma Yurie. Całkiem nowa twarz. W roli Hoshino Ai, czyli postaci, wokół której zbudowano całą fabułę – Takahashi Rie, czyli aktualnie moja ulubiona seiyuu. Nie miała ona zbyt wiele czasu antenowego, lecz jej wkład w pokazanie charakteru Ai pozostanie już raczej na zawsze legendarny.
OP/ED
Pozostaje jeszcze kwestia openingu i endingu. アイドル (Idol) w wykonaniu YOASOBI zrobił na ludziach takie wrażenie, że pojawił się nawet na amerykańskich listach przebojów. Ja nie do końca podzielam ten hype. Podoba mi się pomysł i większość partii utworu, jednak całość niszczą wstawki rapowe. Nienawidzę rapu. Oczywiście rozumiem zamysł twórców i całość nabiera sensu, jeśli weźmie się pod uwagę słowa (między innymi pokazanie dwóch oblicz ludzi w showbiznesie) i doceniam całość kompozycji i doskonałe połączenie wszystkiego w całość. Nie zmienia to faktu, że tych partii rapowych po prostu trudno mi się słucha.
Endingiem zajęła się grupa 女王蜂 (oficjalna transkrypcja to Ziyoou-vachi). Ich wokalista ma dość oryginalny głos. Jak usłyszałem go po raz pierwszy w openingu anime Koukyuu no Karasu, to trochę mi zajęło czasu, żebym się do niego przyzwyczaił. W przypadku メフィスト (Mephisto), czyli utworu z napisów końcowych Oshi no Ko nie miałem już tego problemu i wyląduje on z pewnością wysoko na liście moich ulubionych ED tego roku.
Fabuła i bohaterowie Oshi no Ko (2023)
Wstęp
Anime zacząłem oglądać po przeczytaniu pierwszego tomu naprawdę ładnego wydania od Yen Press, ze świetnym tłumaczeniem. Głównie przez to, że w momencie premiery dostępny był tylko jeden tom.
O Oshi no Ko słyszałem już sporo dobrego. Niestety fakt, że autorem scenariusza jest Akasaka Aka, czyli twórca znany głównie z Kaguya-sama wa Kokurasetai: Tensai-tachi no Renai Zunousen sprawił, że dość długo zwlekałem z czytaniem. Po prostu wspomniany tytuł ze mną nie rezonował, gdy próbowałem oglądać adaptację anime.
Warto wspomnieć, że pierwszy odcinek anime pokrywa w zasadzie cały pierwszy tom mangi. Zabieg z przedłużeniem startowego epizodu do długości trzech odcinków był jedną z najlepszych decyzji, jaką Hiramaki Daisuke (reżyser) mógł podjąć. Start Oshi no Ko zrobił na mnie takie wrażenie, iż jeszcze długie minuty po napisach końcowych nie mogłem wyjść z podziwu, jak dobre było coś, co właśnie obejrzałem. Adaptacja anime była w tym miejscu po prostu lepsza, wywołała o wiele silniejsze emocje i poczucie bezsilności, mimo że znałem już tę część historii.
Na wstępie wypada mi poinformować o tym, iż będę starał się pisać bez większych spoilerów. Niektórych po prostu nie da się uniknąć, chcąc cokolwiek powiedzieć o bohaterach, czy fabule. Generalnie przed przeczytaniem polecam obejrzenie choć pierwszego odcinka (a najlepiej całości), gdyż jego zakończenie naprawdę wyzwala niesamowicie silne emocje. Pozwoli to także uniknąć spoilerowania największego plot twistu w początkowej fazie przedstawionej historii.
Krótko o fabule Oshi no Ko
Szesnastoletnia Hoshino Ai to utalentowana i piękna idolka uwielbiana przez swoich fanów. Porusza serca całych tłumów. Jest uosobieniem niewinnej, młodej dziewczyny posiadającej przyciągającą jak magnes osobowość. Amemiya Gorou jest lekarzem w szpitalu na prowincji i wielkim fanem Ai. Kiedy więc ciężarna idolka pojawia się w jego szpitalu, doznaje szoku. Gorou obiecuje jej bezpieczny poród. Oprócz doglądania Ai zajmuje się również śmiertelnie chorą dwunastolatką o imieniu Serina, której pozostało kilka miesięcy życia. Ona również uwielbia Ai i marzy o tym, by zostać idolką.
Po pewnym czasie Serina umiera. Gorou nie wie jeszcze, że spotkanie z zagadkową osobą, jaką jest Ai, spowoduje jego przedwczesną śmierć jeszcze przed porodem, który obiecał odebrać. Ginie z rąk stalkera Ai, próbując go zdemaskować. Gdy otwiera oczy, zdaje sobie sprawę, iż narodził się ponownie, jako jeden z bliźniaków urodzonych przez Ai. Wkrótce odkrywa, iż jego nowa siostra to nie kto inny niż Serina, lecz to odkrycie postanawia zachować dla siebie.
Po przeczytaniu pierwszego tomu mangi i ukończeniu pierwszego odcinka miałem pewne obawy dotyczące fabuły. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że Oshi no Ko stało się tak popularne. Obawiałem się o to, że całość zamieni się w kolejną przehajpowowaną edgy historię o zemście głównego bohatera i poszukiwaniach zabójcy jego ukochanej idolki (oraz jednocześnie matki), co przyćmiłoby wszystko inne. Ku mojemu zaskoczeniu, tak się nie stało. To właśnie głównie ten aspekt spowodował, iż tytuł ten już teraz zajmuje specjalne miejsce w moim sercu. Dlaczego? Gdyż pozwoliło to autorowi rozwinięcie przeróżnych aspektów historii oraz wynieść charakteryzację na rzadko spotykane poziomy. Jasne – główny wątek znalezienia przyczyny śmierci Ai i podwójnej zemsty nadal jest obecny. Rozwijany jest bardzo powoli, a samo jego wplecenie w codziennie życie bohaterów zrealizowano w sposób mistrzowski. Kreska po kresce, fragment po fragmencie, od jednego połączenia do drugiego. Wpleciono go tak, że jest on w zasadzie niezauważalny.
Walory artystyczno-produkcyjne
Oshi no Ko wynosi na wyżyny także współpracę twórców i artystów. Sposób, w jaki wyrażane są emocje przez bohaterów, zarówno od strony wizualnej, jak i głosowej wywoływał gęsią skórkę w dosłownie w każdej scenie serialu. Dodatkowo odpowiednia gra światłem i kolorem, granie na emocjach muzyką i misz-masz gatunkowy. Perfekcyjna, niezmiernie rzadko spotykana synergia wszystkich możliwych aspektów produkcji. W tym momencie jestem w stanie wymienić tylko cztery tytuły, gdzie zaobserwowałem / przeżyłem coś podobnego i dotąd pozostały mi w pamięci. Są nimi: Clannad, ef: A Tale of Memories, Kanon (2006) oraz Kareshi Kanojo no Jijou.
Bohaterowie
Hoshino Auqamarine kreowany jest na głównego protagonistę, to większość czasu ekranowego poświęcona jest innym bohaterom. Aqua działa bardziej w tle, jednak to on łączy niemal wszystkie wydarzenia w całość. Oshi no Ko pełne jest postaci, które niespodziewanie przechodzą sporą przemianę i znacząco wpływają na przebieg fabuły. Widać to już od samego początku, gdy Aqua i Ruby byli jeszcze dziećmi. Razem byli w stanie wpłynąć na żądną pieniędzy i sławy żonę menadżera Ai, Saitou Miyako – na tyle, że już do końca stała się osobą, na której mogli polegać i szukać w niej wsparcia.
Podczas dorastania Aqua poznaje na planie filmowym młodą, bardzo utalentowaną jednak arogancką aktorkę, mniej więcej w jego wieku. Jest nią Arima Kana. Gasi w pewnym stopniu jej temperament, pokazując swoje umiejętności aktorskie.
Rola bohaterów we wzajemnym rozwoju
Po pewnym czasie Kana i Aqua lądują razem na planie serialu aktorskiej adaptacji mangi, która okazuje się ogromnym niewypałem. Głównie ze względu na to, iż obsada głównych bohaterów składa się totalnych amatorów, będących tylko popularnymi modelami. Nie pozwala Kanie rozwinąć skrzydeł. Boli ją podwójnie, gdyż sama była ogromną fanką materiału źródłowego.
Sytuację ratuje Aqua w roli antagonisty. Pokazuje, że mimo wszystko warto dać z siebie wszystko i jednocześnie pomaga jej uwierzyć ponownie w samą siebie. Rola w tym serialu miała dla niego kluczowe znaczenie. Właśnie tam łapie końcówkę sznurka prowadzącego do wyjaśnienia pełnego tajemnic życia Ai. Nawiązuje kontakt z reżyserem, który obiecuje powiedzieć mu wszystko, co wie o legendarnej idolce w zamian za to, że wystąpi on w pewnym reality show. Dopiero w tym momencie wkracza na poważnie do świata showbiznesu. Zaczyna zbierać wokół siebie ludzi, dzięki którym będzie w stanie dopiąć swych celów. Każda z postaci ma realny wpływ na przebieg fabuły i znacznie oddziałuje na swoje otoczenie.
O innych bohaterach (których jest sporo) nie będę się rozpisywał – warto to zobaczyć samemu. Wspomnę tylko, że moją ulubioną bohaterką jest Arima Kana. Przynajmniej na moment zakończenia sezonu pierwszego. Nie oznacza to, że innych postaci nie lubiłem. Problem w tym, że po prostu nie da się nie lubić innych postaci, odgrywających znaczące role. Charakteryzacja to moim zdaniem najmocniejszy aspekt Oshi no Ko. To, ile rzeczy udało się pokazać w zaledwie jedenastu odcinkach i jak długą drogę rozwoju przeszła każda z postaci jest najzwyczajniej w świecie godne podziwu. Jest to jeden z najdłuższych, o ile nie najdłuższy tekst o anime jaki napisałem. Mimo tego uważam, że dotknąłem zaledwie wierzchołka góry lodowej z tego, co chciałem przekazać.
Inne uwagi
Czytałem wiele komentarzy internetowych ekspertów twierdzących, iż Kurokawa Akane ma wiele zaburzeń psychicznych i jest wręcz obłąkana. Widziałem też jakieś dziwne memy związane z jej postacią. W tym momencie zacząłem się zastanawiać, czy oby na pewno obejrzałem ten sam serial. Tak, dziewczyna dostała załamania psychicznego. Czarę goryczy przelał masowy, nieustający mob-hate w Internecie wywołany przez pewien niefortunny ciąg wydarzeń, do którego doszło na planie reality show. Przez w zasadzie drobny wypadek, życzono jej śmierci i degradowano jej artystyczny dorobek oraz wrodzony talent teatralny. Nie pomagał fakt, że dziewczyna dawała z siebie wszystko i cały czas poświęcała na treningi, co nie było doceniane przez nikogo. Walczyła również ze swoją nieśmiałością.
Gdy w końcu doszła do siebie z pomocą Aqua i jej kolegów z planu wspomnianego reality show, postanawia się zmienić. Słucha rad innych i postanawia nie pokazywać swojego prawdziwego oblicza szerokiej publiczności. Korzysta ze swoich wybitnych umiejętności analizy i wcielania się w postacie, które odgrywa w teatrze. Staje się nierozróżnialną kopią Ai. W tym miejscu chciałbym zadać pytanie – dlaczego jej talent został przez niektórych odebrany jako zaburzenie psychiczne? Twórcy jednoznacznie pokazali, co lata wyrzeczeń i samozaparcia pozwoliły jej osiągnąć. Naprawdę oglądałem inny serial?
Zauważyłem, że sporo komentujących zwracała uwagę tylko na najbardziej powierzchowne rzeczy. Nie brakowało również płatków śniegu wynajdujących każdy możliwy powód do głoszenia swoich woke-teorii. Niestety turystów tego typu przybywa z roku na rok coraz więcej. Od paru lat stanowi to już plagę.
Oshi no Ko (2023) – Ocena i podsumowanie
Wstęp
Zdawałem sobie od początku sprawę, że recenzja Oshi no Ko będzie dłuższym tekstem. Nie spodziewałem się jednak, że aż tak długim. Zdawałem sobie sprawę jeszcze przed obejrzeniem, iż tytuł ten może być wyjątkowy. Nie spodziewałem się, że będę miał do czynienia z czymś aż tak dobrym. Zdawałem sobie sprawę, że pozbieranie wszystkich myśli i tego, co chcę napisać, będzie sporym wyzwaniem. No i tutaj okazało się, że nie pomyliłem się ani trochę.
Oshi no Ko to doskonały przykład tego, że to nie tak, iż ja z automatu odrzucam popularne tytuły (takie zarzuty nie raz już słyszałem pod moim adresem). Ja najzwyczajniej w świecie oglądam to, co wzbudza moje zainteresowane. To, że takie tytuły rzadko przebijają się do mainstreamu to inna kwestia. Jednocześnie mam wrażenie, że Oshi no Ko zdobyło popularność z zupełnie innych powodów niż to, co spowodowało, iż ja sam tak bardzo zafascynowałem się tym tytułem. Mam nadzieję, że moje powody jednoznacznie w tekście udało mi się przedstawić.
Niejednokrotnie natknąłem się ze stwierdzeniem pokroju to doskonała dekonstrukcja serii o idolkach. Jaka dekonstrukcja? Dekonstrukcja czego konkretnie? Za każdym razem, jak widzę w użyciu słowo dekonstrukcja, niemal natychmiastowo nabieram pewności, że mam do czynienia z typowym turystą. Turystą, który obejrzał pierwszą serię danego typu i zachwyca się tym, co pokazywano już wiele razy gdzie indziej. Ale pokazują prawdę o idolkach!!11. Nie, autor używa ogólnej wiedzy o showbiznesie i ludzkiej psychice jako plot device. Najlepsze jest to, że w żadnym miejscu nie ma nawet krzty krytyki świata idolów, wręcz przeciwnie. Ludziom z bujną wyobraźnią i tendencjami do nadinterpretacji najwyraźniej to nie przeszkadza w budowaniu swoich teorii.
Podobna sytuacja miała miejsce z Mahou Shoujo Madoka Magica (której nie jestem osobiście fanem, lecz warto o tym wspomnieć). Niezliczone ilości serii mahou shoujo pokazywało już wcześniej mroczne i trudne motywy. Ale dekonstrukcja!!11.
Właściwe podsumowanie
Wystarczy już tej tyrady. Chyba stało się już wystarczająco jasnym, co chciałem przekazać. Oshi no Ko zachwyciło mnie dosłownie każdym aspektem. Fabuła. Charakteryzacja. Kreacja postaci. Oprawa wizualna. Fenomenalne ukazanie emocji, które dosłownie przenikają człowieka podczas oglądania. No i w końcu coś, o czym wspomniałem już wyżej – perfekcyjna synergia całej ekipy pracującej przy tej adaptacji. Często dane mi jest oglądać dobre anime, rzadziej bardzo dobre, lecz coś tak dobrego zdarza się wybitnie rzadko. Z czystym sumieniem mogę postawić Oshi no Ko obok najlepszych serii, jakie oglądałem.
Nie mogę się doczekać kontynuacji. Mam spory problem, ponieważ niemal nie mogę się powtrzymać przed przeczytaniem mangi, lecz widzę jaki poziom prezentuje adaptacja – wolałbym doświadczyć tę historię w takiej formie.
Dodatkowo warto wspomnieć, że sezon 2 został już zapowiedziany.
Finalny werdykt
Final evaluation
Z jakim tłumaczeniem polecam oglądać Oshi no Ko (2023)
- MTBB – koniecznie druga ścieżka napisów.